Pan Kleks i koreańska rdza

przez | 27 stycznia, 2023

Od wielu lat, gdy tylko wjeżdżałem do Łodzi, zwracałem uwagę na skromny, ale położony w widocznym miejscu salon SsangYonga. Można tam było kupić wymarzone Musso, Rextona czy nawet Rodiusa. Oczywiście osób, których marzeniem był Rodius należy liczyć za pomocą liczydła a nie kalkulatora , ale czy ktoś zabronił Koreańczykom oferować go w Polsce? SsangYong w Polsce nigdy nie był popularny, ale wierni klienci wiedzieli co w nim “siedzi”.

W niskiej cenie otrzymywali prosty konstrukcyjnie model z kiepskim zabezpieczeniem antykorozyjnym oraz z silnikami Mercedesa. To ostatnie było powodem zainteresowania klientów, którzy wybierali Korando i Musso. Toporny wysokoprężny 2,9 dm3 i mocny benzynowy silnik 3,2 dm3 w cenie o połowie niższej niż u Mercedesa? Tak, ale miało to swoją cenę – cenę nabywania doświadczenia przez ciągłe doskonalenie swojej oferty.

Doświadczenie SsangYonga to produkcja klonów oryginalnego Jeepa. Koreańczycy uczyli się montując na podwoziu Willysa różne nadwozia – od autobusów przez wozy strażackie, pojazdy dostawcze i wojskowe. SsangYong pracował nad rozwojem oryginalnego amerykańskiego silnika Jeepa, który po modernizacjach oferowano jeszcze na początku lat 90-tych. Historia koreańskiego producenta to również przejęcia i współprace oraz Musso pod marką Mercedes oferowany na wybrane azjatyckie rynki.

Dalsze dzieje SsangYonga to kilkuletni epizod współpracy z Daewoo, ostateczne zerwanie współpracy z “cwaniakami” a w końcu produkcja “pięknych” modeli Rodius, Kyron i Actyon. Ten ostatni to chyba najtańszy SUV coupe dostępny na rynku wtórnym i jeden z pierwszych, choć równie dobrze tak można określić eksperymenty GAZ-a z lat 50-tych. W końcu przejęcie przez Mahindrę i zupełnie nowa paleta modeli, które znamy do dziś.

Actyon – SUV coupe

Źródło: wikimedia

Dziś SsangYong jako marka powoli przechodzi do przeszłości. Zastąpi go nazwa “KG Mobility”, która nic nikomu nie mówi, ale to nazwa koncernu, który jest kolejnym właścicielem SsangYonga. Trochę to dziwne, ale SsangYong jako marka powoli zyskuje uznanie i po co zmieniać nazwę? Marketing i reklama znają pojęcie “przywiązania do marki”. W przypadku marki spod “dwóch smoków” nigdy nie było tak silne jak teraz. Wystarczy przeczytać statystyki.

W ciągu kilkunastu miesięcy w Polsce SsangYong zanotował trzycyfrowe wzrosty sprzedaży. Nie, nie oznacza to wzrosty ze 100 tysięcy na pół miliona, ale jeżeli w porównywalnym okresie z dwóch lat liczba sprzedanych egzemplarzy jednego modelu z 50-60 sztuk wzrasta do 300 czy nawet 400 to “coś” jest na rzeczy. Gdzie szukać przyczyny? W cenie. W konkurencyjnej cenie. Nawet względem Dacii, która powoli przestaje być uważana za “produkt budżetowy”.

W cenie Dustera z 3-cylindrowym silnikiem i maksymalnym wyposażeniem SsangYong oferuje SUV-a podobnych rozmiarów z 4-cylindrowym silnikiem o mocy 163 KM. Nie, nie czyni to z tej konstrukcji sportowca, ale na “cyferki” SsangYong zdecydowanie wygrywa a przy tym nie jest już tak paskudny jak Rodius. Nie, nie jest piękny, ale widać podobieństwo do konstrukcji marki Kia i Hyundai i jest to duży postęp w stosunku do Actyona i wspomnianego “drogowego jachtu”.

“Drogowy jacht”

Źródło: Archiwum Allegro

Sukces jest o tyle istotny, że producent nie reklamuje się w telewizji a środki na reklamę w Internecie czy prasie również nie są duże. Marka ma swojego “ambasadora” i jest nim Piotr Fronczewski, którego nie trzeba przedstawiać. Paleta modeli od “małego” Tivoli po wielkie Musso (dziś to pickup) jest rozsądnie wyceniona a polityka gwarancyjna nie odbiega konkurencji. Nawet mają specjalną ofertę dla nauczycieli (sic!) Może to oni wykupili całą ofertę na rok 2022?

Nie, ale cała oferta prezentuje się atrakcyjnie i przyciąga uwagę. SsangYong znalazł niszę, wypełnił ją i doskonale odnalazł się w realiach rynku. Zajęło to aż 40 lat. Długo, ale taka była cena prób i błędów. Dziś wciąż kojarzy się ze słabą jakością blach modeli z końca lat 90-tych, ale coraz częściej staje się alternatywą wobec drogich SUV-ów o wyglądzie zabawki. Tivoli, choć małe, nie przypomina modnego, “plastikowego crossovera”. Jest nudne, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

Czy ten tekst jest sponsorowany?

Nie. To raczej obserwacja rozwoju koreańskiego producenta niż reklama. SsangYong zasłużył sobie na pozytywne opinie. Siła koreańskiej marki tkwi w tym, że produkuje pojazdy modne i potrzebne. Modne, bo SUV-y były i będą modne. Potrzebne, bo solidna terenówka i pickup zawsze znajdzie klienta. Być może nie będzie ich milion, ale zawsze znajdą się i “coś” kupią – jak nie rolnicy, to służby leśne, to może “ktoś” z kalkulatorem w ręce. Ale kupi …

Historia pokazuje, że nasz Polonez Truck mógł być fundamentem podobnej marki. Zakłady w Nysie były w stanie dostarczyć produkt tani, prosty i konkurencyjny wobec produktów zachodnich, ale zabrakło … Czego? Tego nie dowiemy się, ale o próbach świadczy prototyp Trucka z zupełnie nowym  przodem. Może nie był piękny, ale miał w sobie potencjał, który nie został wykorzystany. SsangYong swój potencjał wykorzystał na 200%.